Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/151

Ta strona została przepisana.

Pozatem wszystkiem nic... nic!... Pogrążył się w jakiejś przepaści czarnej, w nicości, obojętnej na czas i przestrzeń; spoczywał w niej... może wieki całe.
Gdy przyszedł do siebie, spostrzegł, że znajduje się w swem obszernem mieszkaniu przy ulicy Cardinet, ubrany, rozciągnięty na łóżku. Instynkt go tam przywiódł; przywlókł się, jak pies zbity i zmęczony wlecze się bezmyślnie do swej budy. Zresztą nie przypominał sobie, kiedy szedł po schodach, kiedy zasnął. Zbudził się ze snu ciężkiego, oszołomiony tym powrotem do przytomności, jakby po omdleniu głębokiem. Być może, iż spał trzy godziny.
Nagle pamięć mu powróciła: noc spędzona z Seweryna... opowiadanie o morderstwie... ucieczka zwierzęcia krwiożerczego... ściganie ofiary. Czuł, iż nie był sobą samym, teraz się odnajdywał; z przerażeniem przypominał sobie to wszystko, co stało się pomimo jego woli.
Na myśl iż Seweryna może czeka na niego, zerwał się na równe nogi.
Spojrzał na zegarek, czwarta już minęła. W głowie czuł pustkę, spokój, jakby po mocnem upuszczeniu krwi.
Szybkim krokiem podążył na ulicę Amsterdamską.
Do południa Seweryna spała głęboko.
Zbudziwszy się, wstała i chodziła zaniepokojona po pokoju.
— Dlaczego on dotychczas nie powraca?
Napaliła w piecu, ubrała się i umierając z niepokoju i bezczynności, postanowiła koło godziny drugiej wyjść i zjeść cokolwiek w sąsiedniej restauracji.