Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/155

Ta strona została przepisana.

uścisku miłosnym. Obawa ta nie sprawdzała się jakoś. Przeciwnie, nieobecność jego przedłużyła się do tego stopnia, że go już prawie nigdy w domu nie było. Uciekał w tej chwili, skoro tylko był wolny, a powracał punktualnie, gdy go służba wzywała.
W tygodniach służby dziennej zjadał śniadanie o dziesiątej, w przeciągu pięciu minut i przybywał dopiero o wpół do dwunastej. Wieczorem za śpiątej, gdy przyszedł kolega jego na zastępstwo, znikał, często na noc prawie całą. Spał zaledwie po kilka godzin. To samo działo się w tygodniach nocnych. Wolny od piątej zrana jadł prawdopodobnie gdzieś za domem, gdyż nie pokazywał się, aż o piątej wieczorem.
Długi czas pomimo tego nieładu, starał się być zawsze punktualnym. Obecny zawsze o oznaczonej minucie! niekiedy tak zmordowany, iż zaledwie mógł się utrzymać na nogach, służbę swą jednak pełnił sumiennie.
Powoli i pod tym względem objawiać się zaczęły pewne niedokładności. Już dwa razy drugi pomocnik zawiadowcy, Moulin, musiał czekać na niego po godzinie; pewnego nawet rana po śniadaniu, widząc, że Roubaud nie nadchodzi, naumyślnie poszedł go zastąpić, aby jako dobry kolega, oszczędzić przyjacielowi nagany.
I cała służba Roubauda zaczęta odczuwać to powolne rozprzężenie.
Podczas dnia nie był to już ten dawny urzędnik, czynny, zapobiegliwy, przyjmujący lub wysyłający pociągi, dopiero po obejrzeniu wszystkiego własnemi oczyma, notujący najmniejszy drobiazg w raporcie do zawiadowcy stacji, surowy dla siebie i innych. W nocy zasypiał snem ołowianym w głębi swego fotela przy biurku. Zbudzony,