Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/156

Ta strona została przepisana.

zdawało się, iż śpi jeszcze. Szedł tam i napowrót po peronie z rękami skrzyżowanemi na plecach, wydawał rozkazy głosem stłumionym, a nigdy nie dojrzał, czy dobrze zostały wypełnione.
Pomimo to wszystko szło w porządku, siłą nabytego przyzwyczajenia.
Raz jeden tylko pociąg osobowy wjechał na tor niewłaściwy, wskutek nieuwagi Roubauda. Obeszło się jednak bez najmniejszego wypadku, koledzy tylko mieli powód do żartów i śmiechu.
W rzeczywistości Roubaud żył teraz na pierwszem piętrze kawiarni kupieckiej, w małej salce na ustroniu, która powoli przemieniła się w zakład gry hazardowej.
Mówiono, iż co noc przychodzą tam kobiety; naprawdę jednak, bywała tam tylko jedna kochanka kapitana rezerwy, mająca conajmniej lat czterdzieści. Grywała zapamiętale, z namiętnością bezprzykładną!
Pomocnik zawiadowcy zadawalał tam żądzę ponurą, jaka zbudziła się w nim nazajutrz po dokonaniu morderstwa, przypadkowo, przy partji pikiety.
Żądza ta zmieniła się następnie w przyzwyczajenie, kierujące całem jego życiem, w rozrywkę, która jedynie zepewniała mu chwile przyjemne i sprawiała, iż zapomniał o przeszłości.
Namiętność ta opanowała go do tego stopnia, iż zapomniał o wszystkiem, niczego nie żądał, nić nie potrzebował, gra starczyła mu za wszystko.
Powodem tego stanu nie były wyrzuty, ani też potrzeba zapomnienia przeszłości, lecz w chwili wstrząśnienia, w której rozprzęgło się jego pożycie domowe, wśród tej egzystencji zniszczonej, znalazł sposób zapełnienia tej próżni, wywołanej zburzeniem szczęścia egoistycznego, znalazł pocieszenie, z którego sam mógł korzystać.