Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/16

Ta strona została przepisana.

okropnego dramatu w niepamięć, było to przebaczenie.
Mimowolnem poruszeniem instynktownej pieszczoty, jak ładne zwierzątko domowe, które w podziękowaniu patrzy i łasi się, pochyliła się ku jego ręce, ucałowała ją i przycisnęła do swoich policzków.
A tym razem nie cofnął ręki, sam bardzo wzruszony tkliwym wdziękiem tego podziękowania.
— Ale — odezwał się, usiłując przybrać surową minę — pamiętajcie sprawować się dobrze.
— O, panie!
Chciał ich pozostawić na swej łasce, kobietę i mężczyznę. Dlatego napomknął o liście.
— Pamiętaj pani, że akta tej sprawy tu pozostaną i że przy najmniejszem przewinieniu, wszystko może się zacząć na nowo... Zaleć pani zwłaszcza swemu mężowi, ażeby się nie bawił w politykę. Pod tym względem będziemy nielitościwi. Wiem, że już się raz skompromitował, mówiono mi o jakiejś kłótni z podprefektem, przytem mają go za republikanina, to bardzo źle... Tak. Niech będzie rozsądny, albo go usuniemy...
Stała już, teraz pilno jej było wyjść na ulicę, ażeby mieć dość przestrzeni dla radości, która ją dusiła.
— Będziemy panu posłuszni. Będziemy tem, co się panu spodoba, gdziekolwiek i kiedykolwiek pan rozkaże, zawsze będę pańską.
Zaczął się znów uśmiechać, z miną znużoną, tym wzgardzonym uśmiechem człowieka, który w ciągu długich lat wszystkiego zakosztował.
— O! nie będę tego nadużywał, moja pani, nigdy już nie nadużywam.
I sam jej otworzył drzwi od gabinetu.