Łagodna była, posłuszna, łatwa do kierowania, bieg regularny zawsze mająca, dzięki dobrej waporyzacji...
Utrzymywano, że te zalety jej pochodzą z doskonałości części składowych i z wybornego materjału.
Lecz Jakób myślał inaczej, i co innego wiedział, inne maszyny, zupełnie tak samo zbudowane, i tak samo urządzone, nie wykazywały żadnego z jej przymiotów.
W niej była dusza, tajemnica fabrykacji, to coś, co robota mechaniczna dodaje nieraz metalowi, odrębna indywidualność maszyny, życie.
Kochał więc z wdzięcznością swą Lizę, która biegła i zatrzymywała się, jak klacz silna i uległa, kochał ją, bo, prócz stałej pensji, dawała mu jeszcze grosze, w postaci nagrody za oszczędności na paliwie.
Tak znakomicie ulepszona była pod względem wydajności pary, że potrzebowała daleko mniej węgla niż inne.
Jedno mógł jej tylko zarzucić, zanadto wielkie spotrzebowanie smaru; wielkie lokomotywy pożerały niezmierną ilość tłuszczu, był to ciągły głód, a nawet prawdziwe obżarstwo.
Napróżno starał się ją przekonać, bo coraz to się zadyszała, taki to już był jej temperament.
Wreszcie cierpliwie już znosił to jej łakomstwo, tak, jak się zamyka oczy na pewne przywary u osób, odznaczających się zresztą wysokimi przymiotami, i nieraz żartował ze swym palaczem, że do niej, jak do pięknych kobiet można było zastosować przysłowie: kto smaruje, ten jedzie.
Podczas gdy ognisko syczało, Liza powoli nabierała życia, Jakób kręcił się dokoła niej, przyglą-
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/19
Ta strona została przepisana.