Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/20

Ta strona została przepisana.

dając się każdej z jej składowych części, starając się odkryć, dlaczego zrana więcej zjadła smarów, niż zwykle.
I nic nie mógł dociec, lśniła się od czystości, i to takiej czystości, jaka tylko być może przy najtroskliwszem pielęgnowaniu lokomotywy przez maszynistę.
Bo też widziano zawsze, jak ją wycierał, jak ją czyścił, zwłaszcza po przyjeździe.
Tarł ją z całych sił, korzystał, że była jeszcze ciepła, ażeby łatwiej usunąć plamy i skazy.
Nigdy też nie forsował jej zanadto, zawsze jej dawał bieg prawidłowy, nie opóźniał jej wcale, aby później pędzić ją, dla zyskania na czasie.
I tak dobrze ze sobą żyli, że przez lat cztery, ani razu nie skarżył się na nią w księdzie remizy. gdzie maszyniści zapisują żądania naprawy lokomotywy, i to najczęściej źli maszyniści, próżniacy lub pijacy, którym wiecznie coś się psuje w ich lokomotywie.
Lecz tego dnia, i Jakóbowi ciążyło na sercu to marnotrawstwo smarów i ogarniał go nawet niepokój, czuł brak zaufania do niej, pragnął upewnić się, czy mu się nie będzie źle sprawowała w drodze.
Pecqueux jeszcze nie przyszedł. Jakób rozgniewał się nie na żarty, kiedy nareszcie powrócił, a język mu się plątał, po śniadaniu z jakimś przyjacielem.
Zazwyczaj obaj ci ludzie żyli z sobą w zgodzie, przy tak długiem towarzyszeniu sobie, przy tych ciągłych przejazdach z jednego końca kolei na drugi, zawsze obok siebie na lokomotywie, razem wstrząsani jej ruchem, razem milczący, połączeni tą samą pracą i temi samemi niebezpieczeństwami.
Maszynista, chociaż był młodszy o lat dziesięć,