Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/21

Ta strona została przepisana.

po ojcowsku postępował ze swym palaczem, zasłaniał jego wady, pozwalał przespać mu się godzinkę, kiedy był pijany; Pecqueux wywzajemniał mu się za pobłażliwość prawdziwem przywiązaniem jak u psa, a zresztą był doskonałym robotnikiem, w swoim zawodzie, naturalnie po za pijaństwem.
Trzeba powiedzieć, że i on także kochał Lizę, co właśnie sprzyjało do dobrego stosunku z maszynistą. Oni we dwóch i lokomotywa, tworzyli prawdziwie idealne stadło, nigdy nic sobie nie robili na złość.
Dlatego Pecqueux, dotknięty takiem gniewliwem powitaniem, spojrzał na Jakóba z podwójnem zdziwieniem, kiedy usłyszał, że i na maszynę zrzędzi.
— E! cóż znowu? ona jest czarodziejką!
— Nie! nie! nie jestem spokojny.
I chociaż każdą cząstkę znalazł w porządku, nie przestawał kiwać głową.
Wszystko to powinno go było uspokoić, a jednak wciąż czuł niepokój.
Bo w sercu jego była już nietylko Liza.
Inne uczucie w niem się wzmagało, uczucie dla tej istoty tak miłej, tak delikatnej, którą widział wciąż na ławce skweru obok siebie, tej istoty, która tak pieszczotliwie błagała go o miłość i o opiekę.
Kiedy się opóźniał z jazdą w drodze, pomimowoli, kiedy puszczał lokomotywę swoją z szybkością osiemdziesięciu kilometrów, nigdy nie pomyślał o niebezpieczeństwie, na jakie mogli być narażeni podróżni.
I oto teraz sama myśl odwiezienia do Hawru ej kobiety, prawie nienawidzonej jeszcze zrana którą wiózł do Paryża z niezadowoleniem, z niejaką nawet przykrością, teraz przejmowała go niepoko-