Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/22

Ta strona została przepisana.

jem, obawą wypadku, skutkiem którego wyobrażał ją sobie zranioną z jego winy i umierającą na jego ręku.
Odtąd miłość dla niego stała się obowiązkiem. Liza podejrzewana, powinna się była dobrze sprawować w drodze, jeżeli miała nadal zachować względy swojego maszynisty.
Piąta wybiła; Jakób i Pecqueux weszli na małą platformę, łączącą tender z lokomotywą i ostatni, na znak swego zwierzchnika, odsunął klapę i kłąb białej pary napełnił poczerniałą szopę.
Potem, posłuszna śrubie regulatora, powoli obracanej przez maszynistę. Liza ruszyła z miejsca wyszła z remizy, zagwizdała, ażeby utorować sobie drogę.
Prawie natychmiast mogła się zapuścić w tunel Batignolles. Ale przy moście Europejskim musiała zaczekać i, wcale nie prędzej, niż o godzinie regulaminowej, zwrotniczy przepuścił ją do pociągu, o wpół do siódmej odchodzącego, do którego dwóch ludzi przyczepiło ją mocno.
Już miano niebawem odjechać, brakowało bowiem tylko pięciu minut, a Jakób wciąż wychylał się z lokomotywy, zdziwiony, iż nie widzi Seweryny w tłumie popychających się podróżnych.
Pewny był, że nie wsiądzie do wagonu, nie odwiedziwszy go przedtem.
Wreszcie zjawiła się, prawie biegnąc, z obawy spóźnienia.
I rzeczywiście przeszła wzdłuż całego pociągu i zatrzymała się dopiero przy lokomotywie, z twarzą ożywioną i widocznie uradowaną.
Wspięła się na drobnych nóżkach i podniosła twarzyczkę uśmiechniętą.