Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/29

Ta strona została przepisana.

sprzedania: wzmagały jeszcze bardziej smutek, jaki sprawiały pozamykane okiennice i ogród, zarośnięty chwastem.
Roubaud nie chciał tam pójść, nawet po to, ażeby co zarządzić, Seweryna więc sama udała się pewnego popołudnia; klucze zostawiła u Missrdów, prosząc, ażeby zgłaszającym się pokazywali posiadłość.
Można było tu w ciągu dwóch godzin rozgospodarować się, gdyż wszystko było gotowe, nawet bielizna w komodach.
I odtąd już nic nie niepokoiło Roubaudów, każdy dzień upływał dla nich w spokojnem oczekiwaniu jutra.
Dom da się prędzej czy później sprzedać, pieniądze odpowiednio umieszczą, wszystko pójdzie dobrze.
Zresztą nawet zapomnieli o tem, żyli tak, jak gdyby nigdy nie mieli opuścić tych trzech pokojów, w których mieszkali: sali jadalnej, z której drzwi prowadziły wprost na korytarz; sypialni dość obszernej, po prawej stronie, kuchenki małej i zbyt dusznej — na lewo.
Nawet ten dach blaszany przed ich oknami, przykrywający wjazd na stację, już ich nie dziwił, nie przyprowadzał do rozpaczy, jak dawniej, lecz przeciwnie, jakby uspokajał, wzmagał uczucie bezpiecznego wypoczynku, pokrzepiającego spokoju, w którym zasypiali.
Przynajmniej sąsiedzi nie widzieli ich, oczy szpiegowskie nie zaglądały do nich ciągle, a kiedy wiosna nadeszła, nie skarżyli się wcale ani na gorąco, ani na zbyt rażący blask od blachy, rozgrzanej promieniami słonecznymi.
Po straszliwych wstrząśnieniach, jakich do-