Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/34

Ta strona została przepisana.

morderstwa oburzały go, wzruszały jego sumienie, napełniały go bojaźnią, a jednak nie miał zamiaru spalenia tych pieniędzy, wrzucenia zegarka i portmonetki do morza.
Jeżeli prosty rozsądek mu to doradzał, wnet głuchy instynkt oświadczał się przeciw podobnemu postępkowi.
Czuł jakieś poszanowanie wewnętrzne, nie odważyłby się nigdy zniszczyć podobnej sumy.
Z początku, pierwszej zaraz nocy, ukrył ją pod poduszką nie mogąc znaleźć dość pewnej kryjówki. Następnych dni wysilał myśl swoją, aby wyszukać jakiś kącik ukryty, codziennie chował tę sumę gdzieindziej, drżąc na najmniejszy szelest z obawy przed śledztwem sądowem.
Nigdy wyobraźnia jego nie była tak czynną jak teraz.
Wreszcie pewnego dnia zmęczony obawą, podniósł jedną taflę posadzki, ukrył tam pieniądze i zegarek, i za nic w świecie jużby tam więcej nie zajrzał.
Pod taflą ową był w jego przekonaniu rodzaj trupiarni.
W dziurze tej spoczywały śmierć i trwoga.
Zdawało mu się, że lada chwila widmo jakieś stamtąd się ukaże.
Chodząc po pokoju unikał tego miejsca, obawiał się stąpić nogą na tą taflę, a jeśli to uczynił przypadkiem, dziwnego wnet doznawał uczucia, przysiągłby, że go coś w nogi uderza.
Seweryna, siadając popołudniu w pobliżu okna, usuwała zawsze krzesło, aby nie znaleźć się na desce, pod którą był trup ukryty.
Pomiędzy sobą nie mówili nic o tem, sądzili,