Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/35

Ta strona została przepisana.

iż przyzwyczają się w końcu do obecności tego trupa, niedługo jednak przyszli do smutnego przekonania, że czują go coraz bardziej pod swemi stopami, iż codzień coraz więcej odbiera on im spokojność.
Niepokój ten był tem dziwniejszy, że nie wzruszał ich bynajmniej widok noża, owego noża nowego, pięknego, który kupiła żona, a mąż wbił w gardło kochanka.
Omyty w najzwyczajniejszy sposób, leżał sobie spokojnie w szufladce stolika, i tylko cd czasu do czasu służył matce Simon do krajania chleba.
Ciszę, w jakiej żyli od miesiąca, Roubaud zamięszał sam, tworząc nowy powód obawy.
Powodem tym było coraz częstsze zapraszanie Jakóba, aby ich odwiedzał.
Rozkład służby sprowadzał mechanika trzy razy w tygodniu do Hawru: w poniedziałki od dziesiątej minut trzydzieści pięć zrana do szóstej wieczorem, we czwartki zaś i soboty, od jedenastej wieczorem do szóstej rano.
Pierwszego zaraz dnia po powrocie Seweryny, pomocnik zawiadowcy przyczepił się do niego.
— Ależ kolego!... nie możesz mi przecież odmówić... musisz przetrącić coś z nami. Cóż u licha! byłeś tak grzeczny dla mej żony, należy ci się odemnie podziękowanie.
W ciągu miesiąca Jakób dwa razy znalazł się na śniadaniu, na które gwałtem prawie został zaciągnięty.
Zdawało się że Roubaud, zmęczony tem bezustannem milczeniem, jakie panowało przy śniadaniach z żoną, obecnie uczuwał jakąś ulgę, gdy znalazł towarzysza. Odzyskał dawny humor, rozmawiał, żartował.