Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/36

Ta strona została przepisana.

— Przychodźże do nas jak możesz najczęściej. Widzisz, jak ci jesteśmy radzi.
Pewnego wieczora, we czwartek, Jakób przyprowadziwszy pociąg na stację, obmył się z kurzu i dymu, i zamierzał położyć się do łóżka, gdy spostrzegł pomocnika zawiadowcy, kręcącego się koło magazynu.
Pomimo późnej godziny Roubaud wyciągnął Jakóba, prosząc go aby mu towarzyszył do stacji.
Przybywszy przed mieszkanie, nie chciał go pożegnać, dopóki nie wstąpi na górę.
Jakób dał się namówić.
Seweryna jeszcze nie spała, zajęta była czytaniem.
Wypili po szklance wina, poczem zaczęli grać w karty i nie spostrzegli nawet jak szybko północ minęła.
Od tego czasu śniadania poniedziałkowe i wieczerze czwartkowe i sobotnie stały się zwyczajem.
Jeżeli Jakób nie przyszedł którego dnia, wnet Roubaud wyszukał go i wymawiał mu to zaniedbanie.
W czasie jego nieobecności stawał się coraz bardziej pochmurnym, gdy jednak ujrzał swego nowego przyjaciela, zaraz był wesołym i rozmownym.
Ten chłopiec, który go tak dawniej niepokoił, który powinien mu być nieznośnym, jako świadek, żyjące przypomnienie sprawy strasznej, przeciwnie, stał się dlań niezbędnym.
Być może właśnie dlatego, że wiedział wszystko, a nic nie mówił.
Tajemnica ta łączyła ich, jak węzeł nierozerwalny, jak wspólnictwo.
Często Roubaud spoglądał na Jakóba wzro-