Obecnie nie żałował niczego. Być może, iż gdyby trzeba zacząć na nowo, nie mieszałby już żony do podobnej sprawy. Kobiety tak łatwo popadają w szaleństwo.
I Seweryna ugięła się pod tym ciężarem, jakim on ją obarczył.
Byłby pozostał panem, jak dawniej, gdyby jej nie był przypuścił do udziału w zbrodni.
Lecz już przepadło... teraz trzeba się z tem pogodzić.
W umyśle jego zapanowało w pierwszej chwili przekonanie, że zabójstwo to było niezbędnem. Gdyby nie zabił owego człowieka, sam nie mógłby żyć dłużej.
Dziś jednak, gdy wygasł już w nim płomień tej zazdrości szalonej, gdy nie czuł już tego nieznośnego żaru, który palił mu piersi, gdy widok krwi cudzej uspokoił krew jego własną, burzącą się w sercu, dziś nie widział już gwałtownej konieczności owego zabójstwa.
Zapytywał sam siebie: czy doprawdy warto było zabijać? Nie była to wcale skrucha z jego strony; rodzaj rozczarowania i nic więcej, rodzaj myśli, jaka nasuwa się często wobec pytań, na które nie można odpowiadać otwarcie, chcąc pozostać szczęśliwym.
On, niegdyś tak gadatliwy, obecnie popadł w zadumę, z Której budził się jeszcze bardziej ponurym.
Codziennie po obiedzie, chcąc uniknąć sam na sam z żoną, wychodził przez okno na szczyt dachu i tam ukołysany lekkim wiatrem i pustemi marzeniami, palił fajkę, spoglądając bezmyślnie na miasto, na okręty, majaczące w dalekiej odległości.
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/39
Ta strona została przepisana.