jakiego nigdy dotąd jeszcze nie uczuwała, obawa zwykła u kobiety, nie wiedzącej, skąd przyczyna tego bicia serca.
Nie odrazu jednak zgodziła się na podobne żądanie.
Musiał ją prosić prawie dwa tygodnie, zanim przystała, pomimo, że myśl o tej nocnej wycieczce podobała jej się i wywołała gorącą chęć spełnienia żądania Jakóba.
Nastały dnie czerwcowe, a z niemi upały. Wieczory tylko były przyjemniejsze z powodu chłodu, jaki sprawiał lekki wiatr, wiejący od strony morza.
Jakób pięć razy już ją oczekiwał, pięć razy miał nadzieję, iż przybędzie, pomimo wyraźnie udzielonej mu odmowy.
I tego wieczoru odpowiedziała swe, zwykłe „nie“.
Na niebie nie było widać ani gwiazd, ani księżyca.
Pomimo to czekał na nią i nareszcie ujrzał zdaleka postać czarno ubraną, pospieszającą cicho, ostrożnie.
Noc była tak ciemna, że Seweryna mogłaby przejść koło niego, otrzeć się o jego ubranie i nie dostrzedz go, gdyby ją był nie pochwycił w swe ramiona i nie zatrzymał, składając pocałunek na jej ustach.
Wydała okrzyk lekki, drżący, a potem, śmiejąc się, zbliżała swe wargi do jego twarzy.
Na tem jednak kończyło się wszystko.
Nie chciała wejść do żadnego z pustych budynków kolejowych, nie chciała usiąść ani na chwilę.
Chodzili tylko obok siebie i rozmawiali głosem cichym, przyciskając się jedno do drugiego.
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/43
Ta strona została przepisana.