Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/46

Ta strona została przepisana.

Niebo ciemne, poważna cisza nocy, uspakajały jego gorączkę.
Po jakiejś awanturze z włóczęgami dano mu rewolwer, który nosił nabity w kieszeni.
I tak nieraz aż do samego brzasku przechadzał się, zatrzymując od czasu do czasu, gdy mu się zdawało, że w cieniu nocy coś się porusza, po chwili szedł znów dalej i uspakajał się dopiero, gdy niebo zaczynało już jaśnieć, a z pośród cieniów nocy coraz wyraźniej wychylał się dworzec kolei.
Wtedy powracał do biura, do swego fotelu skórzanego i zapadał w sen głęboki, z którego budził go dzwonek zegarka, nastawionego na piątą godzinę.
Co dwa tygodnie we czwartek i w sobotę Seweryna schodziła się z Jakóbem.
Jednej nocy gdy mu opowiedziała o rewolwerze w jaki był Roubaud uzbrojony, zaniepokoił się tem bardzo.
Nigdy, coprawda, Roubaud nie dochodził aż do magazynów.
Niebezpieczeństwo na jakie się narażali, powiększało tylko urok tych schadzek.
Wynaleźli w swych przechadzkach kącik przepyszny dla siebie.
Były to składy węgla po za domem Sanvagnata. Tworzyły one rodzaj ulicy krętej wśród domów wystawionych z czarnego marmuru.
Tu byli najzupełniej bezpieczni.
W końcu znajdowała się mała remiza, służąca do pomieszczenia narzędzi. Obok jednej ze ścian leżały stosy worków próżnych, które mogły służyć za posłanie nawet dosyć miękkie.
Pewnej soboty, gdy gwałtowna ulewa zmusiła ich do szukania schronienia w owej remizie, Sewe-