Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/48

Ta strona została przepisana.

czynać miłość, która dotychczas przejmowała go obawą.
Jeśli okazywał się uległym, jeśli nie starał się ująć jej w swe ręce, to dlatego, że obawiał się, aby namiętność gwałtowna nie popchnęła go do morderstwa.
A jednak czuł, że z każdym dniem staje się lepszym, dowodem było choćby to, że godziny całe trzymał ją w swych objęciach, z ust jej wypijał jej duszę, a jednak nie przyszło mu na myśl stać się jej panem, schwyciwszy ją za gardło.
To było tak przyjemne, czekać dopóki miłość sama ich nie złączy w uścisku nierozerwalnym, dopóki nie nadejdzie chwila, gdy, wyczerpawszy swą wolę, w upojeniu połączą swe objęcia.
Te schadzki przyjemne trwały dosyć długo; i zawsze chętnie szukali jedno drugiego, a spotkawszy się chodzili wśród ciemności, pomiędzy masami węgla, które zaciemniały jeszcze bardziej noc, ich otaczającą.
Pewnej nocy czerwcowej Jakób chcąc przybyć do Hawru o jedenastej minut pięć, jak to oznaczone było w rozkładzie, musiał żywo pospieszać. Liza szła wolno, jakgdyby ociężała pod wpływem dusznego upału.
Od samego Rouen ścigała go burza wzdłuż całej doliny Sekwany. Błyskawice co chwila miotały się na obłokach.
Jakób oglądał się niespokojnie na zachmurzone niebo, Seweryna miała tego wieczora czekać na niego w umówionem miejscu. Obawiał się, że ta burza nadciągająca nie pozwoli jej wyjść z domu, jeśli się zerwie zbyt wcześnie.
Nareszcie przybył na stację przed deszczem.