Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/57

Ta strona została przepisana.

słabości, pokrytą krwią, będącą dlań niejako pancerzem przerażenia.
Ona go opanowała, jego, który sam nie śmiał nawet pomyśleć o czemś podobnem.
Czuł wdzięczność niewysłowioną, pragnął żyć dla niej jedynie, w niej ześrodkować cała swą istotę.
Seweryna również czuła się szczęśliwą, iż raz przecie skończyła się walka długa, ten opór z jej strony, którego przyczyny zrozumieć nie mogła.
I dlaczego się tak długo opierała? Przyrzekła przecież. Dotrzymanie tego przyrzeczenia przynosiło jej rozkosz.
Teraz dopiero zrozumiała, iż go pragnęła oddawna, nawet wówczas, gdy oczekiwanie wydawało jej się tak przyjemnem. Serce jej i ciało potrzebowało miłości stanowczej, ciągłej.
Wypadki poprzednie, rzucające zbłąkaną w stek brudów i podłości były strasznem okrucieństwem.
Życie jej było dotąd nadużyciem. Pogrążana była w błoto, w krew, i to z taką szybkością, iż piękne jej oczy niebieskie nie straciły nic z uroku naiwności i utrzymały wyraz przestrachu pod tym chełmem tragicznym z czarnych włosów.
Pomimo wszystko pozostała czystą, kochała po raz pierwszy, ubóstwiała tego chłopca, pragnęła rozpłynąć się z nim, być jego sługą. Należała do niego, mógł nią rozporządzać według upodobania.
— Najdroższy!... weź mnie — zatrzymaj mnie... chcę tylko tego, czego ty zechcesz!...
— Nie... nie... mój skarbie!... tyś panią... rozkazuj mogę cię tylko kochać i być ci posłusznym.
Godziny mijały. Deszcz przestał już padać oddawna.