Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/62

Ta strona została przepisana.

Jakób i Seweryna wiedli życie podobne już od czterech miesięcy. Namiętność nie tylko nie zmniejszała się, lecz przeciwnie wzrastała z dniem każdym.
Byli dla siebie wzajemnie nowością zupełnie dotąd nieznaną. Serca ich pozostawały prawie w stanie dzieciństwa. Namiętność zadziwiła ich, pieszczoty najmniejsze czarowały. Dokonywała się w nich walka ciągła, kto zdoła więcej poświęcić dla drugiego.
On nie wątpił już, znalazł środek na straszną swą chorobę dziedziczną.
Od chwili bowiem, gdy Seweryna należała do niego, myśl morderstwa nie zamąciła mu umysłu. Czyżby posiadanie fizyczne zadawalało tę potrzebę śmierci? Posiadać, mordować! czyż te dwa wyrazy równoważą się w ciemnej głębi człowieka-zwierzęcia?
Jakób nie zastanawiał się nad temi pytaniami, zanadto nieświadomy, nie próbował nawet uchylić drzwi od tej przerażającej tajemnicy.
Czasami, gdy trzymał Sewerynę w swych objęciach przychodziło mu nagle na myśl wspomnienie o tem, co uczyniła, o tem zabójstwie, do którego przyznała się jedynie spojrzeniem, siedząc na ławce skweru w Batignoles.
Nie ciekawy był jednak szczegółów; nie chciał nic wiedzieć. Ona, przeciwnie, czuła coraz bardziej potrzebę powiedzenia wszystkiego.
Nieraz w uścisku namiętnym, Jakób czuł wyraźnie, jak pierś jej wzdyma się parta naciskiem tej tajemnicy, jak chciałaby podzielić z nim ten ciężar, aby sobie ulżyć cokolwiek.
W chwilach podobnych dreszcz przechodził ją od stóp do głowy, dreszcz ten zaczynał się w krzyżu, ściskał jej gardło i westchnienia głębokie wyda-