Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/63

Ta strona została przepisana.

wał. Na usta jej cisnęły się słowa przytłumione, ciało całe uginało się w kurczu nerwowym.
Jakób ze niepokojony zamykał jej usta pocałunkiem, nie dopuszczając do wyznania.
Poco wprowadzać pomiędzy siebie tę straszną tajemnicę. Zresztą, nie mógł zaręczyć, czy nie zniszczy ona ich szczęścia. Przeczuwał niebezpieczeństwo, drżenie dziwne opanowywało go na myśl poruszenia tej krwawej historji.
Ona odgadywała bezwątpienia stan jego; ulegała mu, obsypywała pieszczotami, okazywała się istotą potrzebującą kochać i być kochaną! I wszystko kończyło się we wzajemnym omdlałym, długim uścisku.
Roubaud od lata uspokoił się znacznie. W miarę jednak o ile żona jego stawała się weselszą, o ile powracała jej świeżość młodości, o tyle mąż starzał się, pochmurniał.
W ciągu tych czterech miesięcy zmienił się bardzo, jak sama utrzymywała. Jakóba ściskał zawsze serdecznie za ręce, zapraszał go, był szczęśliwym, siedząc z nim przy jednym stole.
Lecz ta rozrywka mu nie wystarczać; wychodził często. Spożywszy ostatni kąsek obiadowy, zostawiał żonę sam na sam z przyjacielem pod pozorem, iż w pokoju jest nadzwyczaj duszno, że musi odetchnąć na świeżem powietrzu.
W rzeczywistości jednak biegł do poblizkiej kawiarni, gdzie spotykał pana Cauche, naczelnika straży. Pił mało, conajwyżej mały kieliszek rumu, przyszła mu jednak chętka do gry, i zamieniła się wkrótce w namiętność.
Ożywiał się, zapominał o wszystkiem, wziąwszy karty do ręki i pogrążywszy się w partji pikiety.
Pan Cauche, gracz zapalony, twierdził, iż gra