rzeczy został naruszony, zmieniony, mogli przyglądać się tym ludziom obcym, nieznanym, patrzyli tez na nich oczyma wytrzeszczonemi, zupełnie tak, jak patrzą dzicy na europejczyków, których burza przypędziła do nieznanych wcale brzegów.
Przez otwarte drzwi wagonów widać było kobiety otulone w futra, mężczyźni wysiadali ubrani w grube paltoty, cały ten pociąg, osiadły na tem morzu śnieżnem, wprawiał ich w podziw. Patrzeli jak skamieniali.
Flora poznała Sewerynę. Czatując oddawna na każdy pociąg, prowadzony przez Jakóba, zauważyła od dłuższego już czasu obecność tej kobiety w piątkowym pociągu pospiesznym, a to tembardziej, iż Seweryna przejeżdżając przez Croix-de-Maufras wyglądała zawsze oknem chcąc choć w przejeździe ujrzać swą własność.
Gdy ujrzała iż Jakob rozmawia z Seweryną, brwi jej się namarszczyły.
— A pani Roubaud! — zawołał Misard, który ją również poznał i przybrał natychmiast minę uniżoną. — To dopiero wypadek, ale przecie pani nie zostaniesz tam w wagonie, zajdziesz pani na chwilę do nas.
Jakób uścisnął rękę dozorcy rogatki i poparł jego prośbę.
— Ma słuszność... Będziemy tu stać przez parę godzin, zziębniesz pani tymczasem na mrozie.
Seweryna odmawiała, tłómacząc się, iż jest ciepło ubrana, zresztą odległość trzystu metrów po takiej śnieżnej zaspie przerażała ją również.
Naraz Flora, patrząca dotąd na Sewerynę dużemi oczyma, posunęła się bliżej i odezwała się tonem krótkim, urywanym:
— Chodź pani! Ja panią zaniosę.
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/96
Ta strona została przepisana.