Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 2.djvu/98

Ta strona została przepisana.

z dwiema córkami, i tuzin innych podróżnych, gotowało się do przejścia przez to morze śniegowe.
Jakób pocichu przekonywał Sewerynę, zaręczając, że jak tylko zdoła się wymknąć na chwilę, natychmiast przybiegnie do niej.
Flora spoglądała ciągle na nich oczyma zachmurzonemi. Jakób spostrzegłszy ją, odezwał się łagodnie po przyjacielsku:
— A więc już ułożone. Poprowadzisz panów i panie. Ja zostanę tu z Misardem i innymi. Zrobimy tymczasem, co będzie można.
Rzeczywiście, w tejże samej chwili Cabuche, Ozil i Misard pochwycili za łopatki i przyłączyli się do palacza i nadkonduktora zajętych odgarnianiem śniegu.
Mała ta załoga wysilała się, aby odkopać maszynę, której koła zupełnie zniknęły wśród zaspy śnieżnej.
Nikt nie odzywał się ani słowem, wszyscy pracowali zaciekle.
Mała grupa podróżnych oddalała się, rzucając ostatnie spojrzenia na pociąg, który wkrótce został osamotniony, tworząc linję wąziutką na białym, rozległym całunie.
Pozamykano drzwiczki wagonów, popodnoszono okna. Śnieg padał bezustannie, zagrzebując wszystko swemi drobnemi płatkami.
Flora chciała wziąć Sewerynę na ręce i ponieść ją dalej; ta jednak odmówiła, twierdząc, że może iść pieszo, tak samo jak i inni.
Przebycie jednak przestrzeni trzystumetrowej, oddzielającej pociąg od mieszkania Misardów, nie było łatwem do wykonania. Szczególniej w wąwozie, zapadano się aż do pasa.
Grubą angielkę trzeba było dwa razy wydoby-