Nie zgasiła lampy, przyćmiła ją tylko, nakryła się kołdrą pod brodę; nie mogła zasnąć.
Dlaczego wzbraniała się przed proponowanym podziałem? Uczciwość jej już nie oburzała się na myśl, że mogłaby korzystać z tych pieniędzy. Czyż nie przyjęła zapisu Croix-de-Maufras? Mogła tak samo wziąć i pieniądze. Przecie to wszystko jedno.
Po chwili wstręt powrócił. Nie... nie., nigdy! Tych pieniędzy nie śmiałaby nigdy dotknąć... spaliłyby jej dłonie... pieniądze te skradzione zostały umarłemu... pochodziły ze strasznej zbrodni...
I znów się uspokoiła. Zaczęła rozmyślać, przecie mogłaby je wziąć bez zamiaru wydania dla swej przyjemności... przeciwnie... schowałaby je gdzieindziej, zagrzebałaby je w miejscu, jej tylko znanem, gdzieby leżeć mogły spokojnie wieczność całą; przynajmniej połowę tej sumy uratowałaby przed chciwością męża. Nie tryumfowałby, zatrzymując wszystko; nie przebrałby tego, co było jej własnością.
Przyszła jej myśl do głowy, nie wyraźna jeszcze nie całkiem ukształtowana, daleka: wstać, pójść do pokoju jadalnego, wyjąć wszystko... onby już nie wziął więcej. Zimno jej się zrobiło, nie chciała myśleć o tem...
Zabrać wszystko, zatrzymać wszystko... onby się nie ośmielił nawet słowem odezwać!...
Projekt ten powoli przybierał kształty coraz wyraźniejsze. Jakaś wola silniejsza, niż jej opór, wzmagała się w nieznanych głębiach jej istoty. Nie uczyniłaby tego... nie.. nie chciałaby tego uczynić... i wyskoczyła z łóżka, bo nie mogła inaczej.
Podniosła płomień lampy i poszła do pokoju jadalnego.
Od tej chwili już nie drżała, bojaźń gdzieś
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/10
Ta strona została przepisana.