Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/103

Ta strona została przepisana.

ani sobie wytłomaczyć. Tak jest... I rzecz skończona!... Inni?... ja ich się boję... przejmują mnie wstrętem, gdy tymczasem ty... ty jesteś dla mnie rozkoszą, szczęściem prawdziwem, niebem... A!... tylko ciebie kocham i tylko ciebie jednego kochać mogę.
Wyciągnęła ramiona, chcąc go chwycić w objęcia, złożyć głowę na jego ramieniu, uwisnąć ustami u warg jego.
On schwycił ją gwałtownie za ręce, zatrzymał raptownie, wzburzony, oszołomiony.
Czuł drżenie wszystkich nerwów, krew biła mu w skronie, w uszach dzwoniło, głowa bolała, jakby kto młotem tłukł po niej. Dziwna żądza zabijania wracała całą siłą i wzmagała się na widok szyi białej, wychylającej się z pod rozpiętego przypadkowo kołnierzyka.
Seweryna mówiła dalej, głosem rozgorączkowanym, błagalnym: Zycie nasze nie może się zmienić?... Ha!..trudno... tem gorzej dla mnie... ale, skoro inaczej być nie może... i na to zgodzić się trzeba. Chociaż wiem, że ty położenia tego zmienić nie jesteś w stanie, że jutro czekają mnie te same pzzykrości i cierpienia, co i wczoraj, wszystko jedno... nie pozostaje mi nic innego, jak żyć z tobą i cierpieć razem z tobą. Powrócimy do Hawru; niech będzie jak chce, bylebym cię tylko od czasu do czasu mogła wiedzieć, nacieszyć się tobą.
Jakób nie słyszał tych słów, czuł tylko ich ton pieszczotliwy, to powiększało tylko jego gorączkę.
Już wycięgnął rękę ku tej szyi śnieżnej białości, chcąc jednem uściśnieniem zdusić ją, dogodzić swej wrzącej namiętności, gdy Seweryna, ulegając przyzwyczajeniu, odwróciła się i zgasiła lampę.