Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/104

Ta strona została przepisana.

Zapanowała cisza, przerywana tylko szeptem pieszczoty i szmerem gorących pocałunków.
Po długiej chwili milczenia, odezwała się Seweryna głosem cichym, stłumionym,
— O!... mój drogi... gdybyś był mógł... jakże bylibyśmy szczęśliwi tam, w Ameryce!... Nie, nie!... ja nie żądam, abyś zrobił to, czego zrobić nie możesz!... to tylko żal przemawia przezemnie, żal za znikłem bez śladu marzeniem!... Czy wiesz? przed chwilą strach jakiś przejął mnie nawskroś... Nie mogę pojąć, skąd to pochodzi, a jednak czuję, że coś strasznego mi zagraża!... To dzieciństwo, rzecz prosta... co chwilę oglądam się, jakbym czuła za sobą kogoś, co chce mi zadać cios śmiertelny. Ty jeden tylko możesz mnie obronić; cała moja radość, całe szczęście moje od ciebie zależy. Tyś jedynym celem mego życia!....
Jakób, nie odpowiadając, przycisnął ją do piersi, chcąc w tem uściśnieniu wyrazić to, czego słowami nie mógł wyjawić: wzruszenie swoje, chęć szczerą, aby mógł być dobrym dla niej, i miłość gwałtowną, która pomimo wszystkiego ani na trochę się nie zmniejszyła.
A przecież przed chwilą chciał ją zabić, i gdyby się była nie odwróciła, gdyby nie była zgasiła lampy, byłby ją zadusił... to pewna.
Widocznie nie wyleczy się nigdy, te napady wracają, niewiadomo kiedy, dlaczego i skąd.
Nie mógł tego odkryć, nie chciał nawet zastanawiać się nad tem.
I dlaczego właśnie dziś się to stało, dziś, gdy widział w niej miłość, zaufanie bez granic?... Czyżby to był egoizm?... czyżby miał kochać ją aż tak dalece, że chciałby zniszczyć ją zupełnie, czyżby widok