Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/105

Ta strona została przepisana.

zwłok martwych, zimnych jak ziemia, miał wpłynąć na jego uspokojenie?
— Powiedz mi, najdroższy, dlaczego ja się boję?... Czy ty nie przeczuwasz nic, co mnie zagraża?....
— Nie, nie, uspokój się, nic ci nie grozi.
— Być może. A jednak są chwile, że trzęsę się cała. Czuję wyraźnie za sobą jakieś niebezpieczeństwo. Nie wiem co to jest, a czuję je wyraźnie... Dlaczego ja się boję?...
— Nie, nie, nie bój się... Kocham cię... nie pozwolę ci zrobić nic złego... W mojem objęciu możesz być bezpieczną.
Przez chwilę milczeli.
— A!... najdroższy... jakieżby to było szczęście bez granic, gdybyśmy... Ty wiesz... sprzedalibyśmy dom pojechalibyśmy z pieniędzmi, w Ameryce wszedłbyś do spółki z twym przyjacielem, który wciąż cię oczekuje... Niema dnia, żebym o tem nie myślała... A jakbyśmy się tam ślicznie urządzili!... nie ty nie możesz... wiem!... Jeżeli mówię coś podobnego, to nie dlatego, abym ci chciała sprawić tem przykrość... o nie!... broń może!... to tak sobie... jakoś tak mi się samo wydobywa z serca... pomimo woli... nie chciałabym myśleć o tem, mówić, a jednak nie mogę pozbyć się tych myśli.
Nagłe postanowienie, nie pierwszy już raz powzięte, opanowało znów Jakóba. Zabić Roubauda ażeby jej nie zabijać... Tym razem, tak jak i dawniej, zdawało mu się, iż wola jego pod tym względem jest nieugiętą.

— Nie mogłem — szepnął — ale będę mógł. Czyż ci nie przyrzekłem?

Seweryna przeczyła, lecz bez widocznego oporu.
— Nie przyrzekaj, proszę cię... Ty wiesz, ile nas to potem kosztuje, gdy tobie brak odwagi...