Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/107

Ta strona została przepisana.

z naszej strony, gdybyśmy nie przedsięwzięli wszelkich możliwych środków ostrożności. Bo gdyby nas miano pochwycić na drugi dzień, to jużbym wolała, aby wszystko zostało tak, jak jest obecnie... Widzisz, ja to czytałam, już nie pamiętam gdzie, prawdopodobnie w jakiejś powieści... że najlepiej jest rzucić podejrzenie na samobójstwo... Roubaud jest taki jakiś dziwny, zwarjowany od pewnego czasu, że samobójstwo z jego strony nikogoby nie zastanowiło. Dlaczegożby mu nie miała przyjść myśl do głowy przyjechać tu odebrać sobie życie... przecież to możebne... Tylko chodzi o to, aby tak wszystko urządzić, iżby wypadek samobójstwa był prawdopodobny... Prawda? co?
— Tak, tak.
Szukała sposobów, zadyszana trochę, gdyż Jakób pochwycił ją wargami za gardło i chcąc ją pocałować, dusił ją nieco.
— Coś takiego, coby zatarło zupełnie ślady... Czekaj... czekaj!... mam myśl!... słuchaj no... Gdyby tak naprzykład pchnąć go nożem w gardło, a później wziąć go we dwoje, zanieść na tor kolei i położyć na poprzek. Rozumiesz? Szyję położylibyśmy na szynie tak, że pierwszy pociąg jakiby nadszedł, uciąłby mu głowę... Niechby potem sobie szukali śladu na szyi... aha! nicby nie znaleźli... No? jak ci się podoba?
— Doskonale.
Ożywiali się oboje. Seweryna była prawie wesoła i kontenta, że ma tak bujną wyobraźnię. Ruch pieszczotliwy ze strony Jakóba, wstrząsnął ją jakby dreszczem.
— Czekajno... dajno spokój na chwilkę... Bo widzisz, mój drogi, trzeba się nad tem dobrze zastanowić, to jeszcze nie wszystko; jeżeli ty ze mną