kolwiek o tym nożu. Odezwała się dopiero, gdy Jakób położył nóż na stole.
— Mój drogi!... jedyny!... nie chcę, abyś kiedykolwiek powiedział, iż ja cię do tego popchnęłam... Jeszcze czas... odejdź, jeśli nie możesz...
Jakób uczynił ruch gwałtowny.
— Czy ty mnie masz za tchórza?... Tym razem... już się stało!... przysiągłem!...
W tej samej chwili dom zatrząsł się cały. Kurjer przebiegł z szybkością błyskawicy, tak blisko, iż zdawało się, że łoskot, wywołany jego przejściem, wydobywał się z dolnych pokoi.
— To jego pociąg... Więc już wysiadł w Barentin... będzie tu za pół godziny...
Ani Jakób, ani Seweryna nie mówili już ani słowa. Zapanowało długie milczenie.
Zdaleka odczuwali kroki ofiary, zbliżającej się wśród ciemności nocy.
Jakób mimowolnie zaczął znów chodzić po pokoju, jakby licząc kroki Roubauda, który z każdą chwilą zbliżał się coraz bardziej.
Jeszcze chwila... jeszcze jedna... a w ostatniej zaczai się na dole, za drzwiami w sieni i wpakuje mu nóż w gardło, w chwili, gdy będzie wchodził.
Seweryna leżała wciąż, nakryta kołdrą aż pod brodę. Oczyma szeroko otwartemi patrzyła na Jakóba. Odgłos jego kroków odbijał się w jej głowie, jak echo innego chodu oddalonego.
I ona również widziała już w myśli Roubauda, zbliżającego się z każdą chwilą... coraz bliżej... coraz bliżej... nareszcie przyjdzie, zapuka, ona wyskoczy z łóżka, pobiegnie boso, bez światła, do drzwi... „Czy to ty, mój przyjacielu?... wejdź, ja już się położyłam do łóżka“. A on nie zdąży odpowiedzieć ani
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/113
Ta strona została przepisana.