Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/114

Ta strona została przepisana.

słowa; padnie wśród ciemności z gardłem rozpłatanem.
I znów przeszedł pociąg, tym razem z przeciwnej strony, ten który się krzyżuje z kurjerem w odległości pięciu minut od Croix-de-Maufras.
Jakób zatrzyma! się ździwiony... Jakto? dopiero pięć minut, jakże to trwa długo!... jeszcze całe prawie pół godziny...
Potrzeba ruchu nie dała mu ustać na miejscu, znów rozpoczął swą przechadzkę z jednego końca pokoju na drugi.
Na myśl jego nasunęło się mimowolne zapytanie, czy będzie mógł. Znał on już dobrze siebie pod tym względem, wiedział, w jaki sposób odbywa się w nim całe to przejście.
Z początku stanowcza chęć zabicia, zdaje się, iż nic go od niej nie odwiedzie, wola jego panuje nad mięśniami; które mu są zupełnie posłuszne. Powoli, zaczyna odczuwać brak oddechu, serce bije tętnem przyśpieszonem, pod piersiami czuje ból krótki, urywany, nieznośny, jakby mu kto gwóźdź wbijał pod żebra; następnie ręce i nogi zaczynają mu marznąć, lodowacieją, wreszcie wola, tak silna przed chwilą, popada w omdlenie, staje się słabą, ulega zupełnie muskułom, powstrzymującym go na miejscu, nie dozwalającym uczynić najmniejszego ruchu.
Objawy te nieraz badał sam w sobie. Teraz oczekiwał niespokojnie, czy znów ich nie uczuje? Nie... dotychczas jeszcze nie.
Chcąc się zabezpieczyć przed niemi, zaczął rozumować, powtarzał sobie w myśli to, co już tyle razy mówił do siebie: potrzeba zmusza go do zabicia tego człowieka, od tego bowiem zależy cała jego przyszłość... tam w Ameryce, będzie szczęśli-