Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/118

Ta strona została przepisana.

czas mamy... Wiesz przecie, że lada chwila on nadejdzie... zapuka... Ponieważ nie chcesz, abyśmy zeszli, więc zapamiętaj sobie dobrze... ja otworzę... ty będziesz stał za drzwiami... nie wahaj się... nie czekaj... uderz zaraz... zaraz, aby raz z tem skończyć. Ja cię tak kocham, tak będziemy szczęśliwi!... On przecież nie zasługuje na naszą litość... ileż ja przez niego wycierpiałam... a teraz jest jedyną przeszkodą do naszego sczęścia... Uściśnij mnie mocno... bardzo mocno... jakbyś chciał mnie zjeść całą... aby nic ze mnie zostało.
Jakób, nie obracając się, sięgnął prawą ręką po za siebie i pochwycił za nóż.
Przez chwilę ściskał go w dłoni.
Patrzył na Sewerynę oczyma osłupiałemi, czuł żądzę nieprzezwyciężoną, szaloną, chciał widzieć ją martwą u nóg swoich, jak łup odebrany innym... zabić ją, aby ją posiąść zupełnie.
— Uściśnij mnie!... uściśnij!...
Ruchem pieszczotliwym oparła głowę na jego lewem ramieniu, jakby umyślnie poddać chciała gardło pod nóż morderczy.
Widok tego ciała białego, delikatnego, oszołomił go do reszty. Szybko podniósł w górę rękę uzbrojona nożem, chcąc zadać cios śmiertelny.
W jednej chwili Seweryna spostrzegła błysk ostrza odskoczyła w tył i zawołała głosem przerażonym, błagalnym:
— Jakóbie!... Jakóbie!... Mój Boże!... dlaczego?... dlaczego?...
Przyskoczył do niej z zębami zaciśniętemi, nie mówiąc ani słowa.
Ona cofała się do łóżka, bezbronna...
— Dlaczego?... mój Boże!... dla...
Nie dokończyła wyrazu, nóż utkwił w jej gardle.