mogła uratować prócz tego jednego, nie czuła nawet obawy.
Zdawało jej się, iż ta zmora, prześladująca ją po nocach, już więcej nie powróci; już niema tego trupa pod posadzką!...
Nareszcie będzie mogła chodzić spokojnie po swem mieszkaniu, gdzie jej się podoba.
Wsunęła zegarek pod poduszkę, zgasiła lampę i zasnęła.
Na drugi dzień Jakób, mając właśnie urlop, oczekiwał chwili gdy Roubaud pójdzie do kawiarni kupieckiej, aby zajść do Seweryny na śniadanie. Od pewnego czasu często urządzał się w ten sposób.
Tego dnia, jedząc, drżąca jeszcze cała, mówiła mu o pieniądzach prezesa, opowiadała, w jaki sposób znalazła kryjówkę pustą.
Wściekłość jej przeciw mężowi nie uspokoiła się; złość jej objawiała się w słowie, powtarzanem bezustannie:
— Złodziej! złodziej! złodziej!
Potem przyniosła zegarek i chciała go koniecznie dać Jakóbowi, pomimo że się wzbraniał od przyjęcia tego podarunku.
— Zrozum że, mój drogi, że przy tobie nikt go szukać nie będzie. Jeżeli ja go zatrzymam, on mi jeszcze i to zabrać gotów, a ja wolałabym teraz dać sobie wyrwać kawałek ciała. Nie... on już ma za dużo. Nie chciałam tych pieniędzy, przejmowały mnie wstrętem, nie byłabym z nich nigdy wydała ani jednego centima... Ale czy on miał prawo korzystać z nich?... co?... o!... nienawidzę go!... nienawidzę!...
Płakała, prosiła, błagała, aż wreszcie Jakób schował zegarek do kieszeni w kamizelce.
Dłużej niż godzinę siedziała obok niego napół
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/12
Ta strona została przepisana.