Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/122

Ta strona została przepisana.

Nareszcie zdecydował się i wszedł na schody. Szedł powoli, gdyż schody nie były oświetlone. Przed drzwiami na górze, również otwartemi na oścież znowu się zatrzymał.
Zdawało mu się, iż z boku widać ubranie kobiece, porozrzucane po krzesłach Prawdopodobnie Seweryna musiała się rozebrać i położyła się do łóżka, pomyślał.
Zawołał na nią pocichutku. Nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Trwoga jego powiększała się coraz bardziej, serce biło mu jak młotem.
Posunął się krok dalej i ujrzał krew. Zrozumiał wszystko nagle...
Ze strasznym krzykiem, wydzierającym się z serca rozdartego, rzucił się ku trupowi.
Boże!... to była ona... zamordowana, porzucona na ziemię, obnażona!... Zdawało mu się, iż oddycha jeszcze.
Oszalały z boleści, zawstydzony tym widokiem ciała nagiego, chwycił ją obiema rękoma i przeniósł na łóżko i nakrył Kołdrą. Dotykając jej, pokrwawił sobie ręce i piersi.
W tejże samej chwili stanęli we drzwiach Roubaud i Misard. I oni również byli bardzo zdziwieni, zastawszy wszystkie drzwi pootwierane.
Mąż spóźnił się cokolwiek, gdyż po drodze spotkał dróżnika i zagadał się z nim, rozpytując o nabywcę, który nazajutrz miał przyjechać.
Misard opowiadając, odprowadził Roubauda i wszedł z nim razem na górę.
Obaj spoglądali teraz skamienieli na Cabucha, z rąk którego krew ciekła, jakby z rąk rzeźnika po zabiciu wołu. Misard pierwszy podszedł do łóżka przypatrzył się spokojnie trupowi, obejrzał ranę w gardle i odezwał się tonem najzimniejszym: