Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/125

Ta strona została przepisana.

nania niema z poczciwą Lizą!... Szurgot jakiś... nie wart kopnięcia nogą...
Jakób, chcąc uniknąć sprzeczki, nie odpowiadał zupełnie. Widział on, że dawna przyjaźń, łącząca ich, znikła zupełnie po śmierci Lizy.
Teraz kłócili się o najmniejszą drobnostkę, o śrubę, zakręconą za mocno, o garstkę węgla, ułożoną nie tak, jakby należało. I przyrzekał sobie, że musi być bardzo ostrożnym z Filomeną, aby nie doszło kiedy do otwartej wojny z palaczem, zwłaszcza, że teren do niej, ten wąski ruchomy mostek, łączący tender z maszyną, nie był bardzo bezpiecznym.
Pecqueux, przez wdzięczność, iż to i owo przepuszczono mu przez palce, iż mógł robić małe oszczędności na węglach, a zwłaszcza, że znajdywał zawsze jakieś resztki w koszyku Jakóba, który zaopatrywał się na drogę w rozmaite wiktuały, dotychczas służył, jak pies wierny, gotów nawet kąsać, gdy potrzeba było bronić swego. pana.
To też żyli spokojnie, jak bracia, połączeni obawą przed niebezpieczeństwem, grożącem im na każdym kroku i nie mówili do siebie ani słowa, znali bowiem na wylot swe ruchy, nawet swe spojrzenia.
Pożycie to jednak łatwo mogłoby się zamienić w piekło, gdyby im przyszło żyć w niezgodzie jeden obok drugiego, ocierać się wciąż o siebie, i gdyby się chcieli pożreć wzajemnie.
Towarzystwo kolejowe miewało nawet z tego powodu rozmaite przykrości. Przed tygodniem zaledwie musiano rozdzielić maszynistę i palacza na pośpiesznym pociągu z Cherbourga, ponieważ pokłóciwszy się o jakąś kobietę, pierwszy tyranizował drugiego, który też za to nic a nic nie słuchał wy-