Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/128

Ta strona została przepisana.

nie piśnie ani słówka, za głupia na to... a zresztą jej mąż... pomocnik zawiadowcy...
I znów przerwała, lecz widząc, że nikt się nie odzywa, mówiła dalej:
— Więc w przyszłym tygodniu będzie w Rouen sprawa Roubauda.
Jakób i Pecqueux słuchali ją dotąd, nie otwierając ust wcale. Palacz tylko zauważył w myśli że stałą się bardzo gadatliwą. Z nim nie trudziła się nigdy na tak długą pogawędkę, I nie spuszczał z niej oczu, w których coraz silniej błyskała zazdrość, widząc ją tak podnieconą wobec swego zwierzchnika.
— Tak odpowiedział maszynista, tonem najspokojniejszym. Odebrałem już nawet wezwanie.
Filomena zbliżyła się, szczęśliwa, że przy tej sposobności mogła trącić Jakóba łokciem.
— A! i ja także jestem wezwana na świadka. O, panie Jakóbie, gdy zaczęto mnie wypytywać o pana, bo wiesz pan, chcieli wiedzieć cala prawdę co do pańskiego stosunku z tą kobietą, tak; otóż, gdy zaczęto mnie wypytywać, powiedziałam sędziemu:
„Ależ, panie sędzio, on ją ubóstwiał, to nie podobieństwo, aby mógł jej wyrządzić jakąkolwiek krzywdę“.
— Alboż to zresztą nieprawda, małoż się na to patrzyłam? Mogłam zatem odezwać się w podobny sposób z najczystszem sumieniem.
— O! odpowiedział Jakób, tonem zupełnie obojętnym — nie miałem ja co do tego najmniejszej obawy. Mogłem przecież wykazać jasno jak na dłoni, godzinę po godzinie, gdzie i co robiłem. Zresztą najlepszym dowodem, iż nic a nic nie można mi było zarzucić, jest to, że towarzystwo zatrzymało mnie nadal w służbie i nie żądało bynajmniej tłomaczenia.