Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/137

Ta strona została przepisana.

otarł się prawie o niego, pędząc jak wiatr wśród ciemności, tak, że nie można było w pierwszej chwili dostrzedz, w którą uciekł stronę. Zaniepokojony spojrzał na dom i, drzwi zobaczył otwarte na oścież. Po chwili wahania wszedł do wnętrza i ujrzał widok przerażający.
Na ziemi leżały zwłoki zamordowanej, jeszcze niezupełnie zastygłe, z oczyma szeroko otwartemi. Na razie sądził, iż tylko omdlała. Schwycił ją więc w ramiona i zaniósł na łóżko, przyczem poplamił się krwią, obficie sączącą się z rany.
To jedno tylko wiedział i to wciąż powtarzał, nie zmieniając najmniejszego szczegółu. Można było śmiało sądzić iż obmyślił sobie tę historję i trzymał się jej uporczywie. Gdy chciano go sprowadzić z obranej drogi, mieszał się i milczał, jak człowiek ograniczony, nic nie rozumiejący. Gdy pan Denizet zagadnął go po raz pierwszy co do namiętności, jaką pałał ku Sewerynie, zaczerwienił się jak student, przyłapany na jakiejś miłostce, przeczył stanowczo i twierdził, że nawet w snach nie śmiał marzyć o czemś podobnem. Wydawało mu się to rzeczą nikczemną, którejby się nigdy nie dopuścił. Nie, nie on jej nie kochał, nie pragnął jej nigdy, i nie można było z niego wydobyć ani słowa w kwestii, która wydawała mu się zbezczeszczeniem pamięci kobiety nieszczęśliwej.
Ale i ten upór, to nieprzyznawanie się do faktu, który tylu świadków stwierdziło, przemawiały na jego niekorzyść. Według aktu oskarżenia, ukrywał on całkiem naturalnie tę namiętność gwałtowną, która doprowadziła go aż do zbrodni.
Nareszcie sędzia śledczy, zebrawszy już tyle dowodów, chciał wydobyć z niego przyznanie się do