derczą, chcąc sobie raz zapewnić posiadania tego domu przeklętego, który już kosztował jedno życie ludzkie.
Oto cała prawda, prawda nieubłagalna, oślepiająca swą jasnością. A dowody?... zegarek znaleziony u Cabucha, a szczególnie te dwa trupy, te ofiary zamordowane jednakowem uderzeniem w gardło, zadanem jedną i tą samą ręką, a nawet jednym i tym samym nożem.
Na tym ostatnim punkcie akt oskarżenia wyrażał pewną wątpliwość. Rana prezesa była zadana, jak się zdaje, nożem węższym i ostrzejszym...
Roubaud w pierwszej chwili odpowiadał z wahaniem krótkiemi słowami „tak“ lub „nie“. Zaaresztowanie nie zdziwiło go zupełnie. Zresztą rozkład moralny doszedł w nim już do tego stopnia, iż mu to wszystko było prawie obojętnem.
Ażeby cośkolwiek z niego wydobyć, zamknięto z nim razem dozorcę więziennego, z którym grał w karty od rana do wieczora i był najzupełniej zadowolonym. Zresztą był najmocniej przekonany o winie Cabucha: on jeden, mógł być tylko mordercą.
Badany co do Jakóba, wzruszył ramionami i uśmiechnął się, dając w ten sposób poznać, iż wiedział o wszystkiem, co się działo pomiędzy jego żoną a maszynistą.
Gdy jednakże pan Denizet, wybadawszy go już na wszystkie strony, przedstawiał mu całe swe oskarżenie, przybijając go jasnością szczegółów i oślepiając zawiłością, a to w celu wydobycia ostatniego zeznania, Roubaud jak gdyby się obudził i słuchał uważnie wszystkiego. W końcu zadziwił się nadzwyczajnie.
Cóż słyszy?... A więc to nie on?... To Cabuche zabił prezesa, tak samo jak zabił Seweryne?... A w
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/142
Ta strona została przepisana.