Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/144

Ta strona została przepisana.

wadzonego do ostateczności, zawołał, że ma już tego dosyć, że woli wyznać wszystko, byleby go więcej nie męczono. Ponieważ tak czy owak, uważają go za winnego, niech więc wiedzą przynajmniej za co sądzić go mają.
Jednym tchem opowiedział historję zhańbienia Seweryny przez Grandmorrina, o swej wściekłości, gdy się o tem dowiedział, przyznał się, w jaki sposób dokonał zemsty, jak zamordował prezesa w wagonie, dlaczego zabrał mu pieniądze i zegarek, wogóle opowiedział wszystko, nic nie ukrywając.
W miarę jednak opowiadania, pan Denizet patrzał na niego coraz bardziej niedowierzająco, a gdy Roubaud umilkł, sędzia wybuchnął głośnym i ironicznym śmiechem.
W jego pojęciu cała to opowiadanie dowodziło tylko nadzwyczajnego sprytu i oporu Roubauda. Przyjąć pierwszą zbrodnię na siebie, przedstawić ją jako przestępstwo, popełnione w napadzie namiętności, zrzucić z siebie podejrzenie, iż stało się to w celu rabunku, a przedewszystkiem wyprzeć się tym sposobem wszelkiego udziału w morderstwie Seweryny, wszystko to dowodziło inteligencji i zręczności, jakiej pan Denizet nie spotkał w swej prawniczej karjerze. Tylko że on, jako człowiek wytrawny i kierujący się zawsze doskonałym swym węchem, nie wierzył tak łatwo w pierwsze lepsze opowiadanie.
— Wszystko to bardzo piękne, mój Roubaud — odezwał się z uśmiechem. — Ale nie można nas przecie uważać za dzieci naiwne... Twierdzisz więc, że byłeś zazdrosny i że w napadzie szalonej, niczem nieprzezwyciężonej namiętności, zabiłeś prezesa?
— Naturalnie.
— A!... No, przypuśćmy, że ja w to wierzę... I ożeniłeś się, nie wiedząc nic o stosunkach żony