Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/146

Ta strona została przepisana.

zazdrości zabić człowieka. Nie radzę, ci powtarzać tego, niezbyt wreszcie zajmującego romansu, sędziom przysięgłym, bo, wysłuchawszy go, wzruszą tylko ramionami. Wierzaj mi, zmień system obrony... tylko prawda może cię uratować!... Od tej chwili, o ile bardziej Roubaud upiera się, twierdząc, że mówi prawdę, o tyle przekonywano go, iż kłamie. Wszystko zresztą zwracało się przeciw niemu. Cała ta historja dowodziła tylko, iż chce się wyprzeć wspólnictwa z Cabuchem.
Pan Denizet tryumfował. Nigdy jeszcze nie wykazał tak wielkiej znajomości serca ludzkiego jak w tym wypadku, gdzie całość aktu oskarżenia oparta była na głębokiej psychologji. Nigdy węch jego wrodzony, zdolność orjentowania się i czytania w duszy przestępcy natychmiast po spojrzeniu mu w oczy, nie wydała lepszych rezultatów.
Przez cały czas śledztwa, nazwisko jego nie, schodziło ze szpalt dzienników, które o całej sprawie rozpisywały się z największą drobiazgowością.
Prasa rządowa tryumfowała, gdyż mogła się nareszcie oczyścić z zarzutów, stawianych częstokroć przez opozycję, upatrującą w zabójstwie Grandmorrina jakiejś nieczystej sprawy, którą zamazano, nie chcąc kompromitować osobistości, zajmujących wysokie stanowiska.
Od czasu do czasu odzywały się pytania, cóż porabia cała administracja śledcza i policyjna, jeśli nie może wynaleźć mordercy?... Obecnie znalazł się ten morderca; proces przedstawia się zupełnie jasno, bo na opowiadania Roubauda nikt nie zwrócił uwagi, rząd wychodził z całej tej awantury czysty jak łza, a to wszystko, dzięki zręczności i węchowi pana Denizet.
Tryumfujący sędzia śledczy, wezwany do Pa-