Jakób mógłby wchodzić i wychodzić, a nikt, nawet pani Lebleu, nie domyślałaby się tych wizyt Nareszcie byliby wolni.
Walka była zaciętą. Kwestja ta dawniej już roznamiętniała wszystkich mieszkańców korytarza, obecnie zajątrzała się z dniem każdym.
Pani Lebleu, zagrożona, broniła się rozpaczliwie. Umarłaby napewno gdyby ją zamknięto w mieszkaniu ponurem, jak więzienie, z oknami zasłoniętemi blaszaną markizą. Jakżeby ona mogła żyć w tej biurze, ona, przyzwyczajona do swego pokoju jasnego, z oknami na daleki horyzont, skąd widać było ciągły ruch podróżnych.
Nogi nie pozwalały jej na przechadzkę poza dworcem kolei, a wiec nigdyby już nic więcej nie widziała, tylko ten dach cynkowy!... Toby ją zabiło.
Na nieszczęście były to tylko przyczyny nie wystarczające, musiała przyznać, że mieszkanie należało do dawnego pomocnika zawiadowcy, poprzedzającego Roubauda, który, będąc bezżennym, ustąpił to mieszkanie przez wrodzoną mu galanterję. Powinien być nawet gdzieś list, w którym mąż jej zobowiązał się opuścić mieszkanie natychmiast, gdy tego nowy pomocnik zawiadowcy zażąda.
List ten gdzieś się zapodział, a pani Lebleu twierdziła, iż nic podobnego mąż jej nie pisał i do niczego się nie zobowiązywał.
O ile sprawa się pogarszała, o tyle pani Lebleu stawała się zjadliwszą, złośliwszą. Starała się przeciągnąć na swoją stronę żonę drugiego pomocnika zawiadowcy, pana Moulin, a to w ten sposób, iż zamierzyła wmieszać ją do plotek i historji, obiegających po dworcu kolei.
Pomiędzy innemi zaczęła opowiadać że pani
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/15
Ta strona została przepisana.