Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/150

Ta strona została przepisana.

Nigdy dochodzenie sądowe według słów jego, nie było przeprowadzone z większą przenikliwością. Pan Denizet wywiązał się z zadania, jak nie można lepiej; rzecz naturalna, że trud ten będzie wynagrodzony. To już postanowiono w sferach wyższych... natychmiast po ferjach powołany zostanie do Paryża, i zajmie stanowisko radcy.
Pan Camy-Lamote posunął grzeczność aż do tego stopnia, że odprowadził sędziego śledczego na schody. I tu jeszcze, żegnając się, powtarzał:
— Nikt tak jasno nie mógł się w tem wszystkiem rozejrzeć i zorjentować... pan jeden sformowałeś sprawę jak należy... Co to za wzrok, co za przeczucie... to istotnie przymiot wart zazdrości!... I z chwilą, gdy prawda szczera wyszła na jaw, nic nas już zatrzymać nie zdoła, ani interes osobisty, ani nawet racja stanu!... Śmiało!... naprzód!... niechaj proces toczy się właściwą drogą, bez względu na to, jakie za sobą pociągnie następstwa.
— Staram się, jak mogę najgodniej wykonywać obowiązki sumiennego urzędnika — zakończył pan Denizet, skłonił się i odjechał rozpromieniony.
Pan Camy-Lamote, zostawszy sam, zapalił najpierw świecę, a następnie wyciągnął szufladę z biurka i wydobył z niej list Seweryny. Rozłożył go, chciał przeczytać, a przed oczyma jego przesunęła się postać tej zbrodniarki delikatnej, z oczyma barwniku, które kiedyś na nim tak głębokie wyrwały wrażenie. Dziś już nie żyje... Umarła w tak tragiczny sposób!... Któż zna tajemnicę, którą z sobą do grobu zaniosła?... Prawda!... Sprawiedliwości... Złudzenie!...
I zbliżył list do świecy, spalił go i zasmucił się, jakby przeczuwając nieszczęście!...