Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/154

Ta strona została przepisana.

powiadał, iż nic nie wie. Nie wiedział, skąd się wziął zegarek u niego, nie wiedział, dlaczego pozwolił uciec rzeczywistemu mordercy, a jednak uporczywie utrzymał się swej historji o owym tajemniczym nieznajomym, którego widział, wybiegającego z domu i pędzącego, jak wiatr pośród ciemności nocy.
Zapytany o swą namiętność do Seweryny, zaczął się jąkać, wymawiać słowa bez związku, lecz z taką gwałtownością, że żandarmi musili chwycić go za ramiona i przytrzymać na miejscu.
Nie!... nie!... On jej nie kochał... jemu nawet przez myśl coś podobnego nie przeszło!... to kłamstwo. Myśl sama o tej kobiecie wydawała mu się grzechem... była dla niego czemś, ubliżającem tej kobiecie... Zresztą, na coby się to zdać mogło... ona była tak piękną, taką wielką panią... gdy tymczasem on siedział już raz w więzieniu, a żył jakby dzik jaki!...
Potem uspokoiwszy się, popadł w ponure milczenie, odpowiadał tylko krótkiemi niezrozumiałemi dźwiękami, niepodobnemi do słów, stał się obojętny na wszystko, nawet na to, co go najgorszego spotkać mogło.
Roubaud ze swej strony trzymał się także tego, co akt oskarżenia nazywał „jego systemem“. Opowiedział, jak i dlaczego zabił Grandmorrina, zaprzeczał stanowczo wszelkiemu udziałowi w zabójstwie Seweryny. Odzywał się zdaniami urywanemi, nie wiążącemi się pomiędzy sobą, chwilami tracił pamięć. Wzrok jego był pomieszany, głos przytłumiony, tak, że zdawało się chwilami, iż obmyśla szczegóły, nie chcąc wyjawić prawdy.
Przewodniczący wykazywał mu nieprawdopodobieństwo tego opowiadania, przerywał mu kilkakrot-