Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/158

Ta strona została przepisana.

które na pozór były szczytem bestronności, w gruncie jednak obciążyły oskarżonych. Prokurator w mowie swej nie użył wszystkich argumentów. Zazwyczaj mówił z większem przekonaniem. Tym razym był to tylko popis pustej i błyskotliwej wymowy. Złożono to na karb upału, który istotnie był nieznośny.
Obrońca Cabucha wypowiedział mowę wspaniałą, ale również nie przekonywającą. Adwokat Roubauda, wezwany umyślnie na tę sprawę z Paryża, starał się zbić niektóre punkty oskarżenia, co mu przychodziło z wielką trudnością wobec jasności logiki faktów.
Prokurator, zmęczony, zrzekł się prawa drugiego głosu.
Gdy sędziowie przysięgli udali się do sali narad, była godzina szósta. Słońce wpadało jasnemi promieniami przez dziesięć okien i złocistą barwą oświetlało herby Normandii, umieszczone nad drzwiami wchodowemi.
Publiczność, korzystając z przerwy, rozmawiała głośno, opowiadając sobie wrażenia doznane, przewidując wyrok sędziów oraz wysokość kary.
W chwili gdy trybunał i sędziowie przysięgli zajęli z powrotem miejsca, głęboka cisza zapanowała. W wyroku zaznaczono okoliczności łagodzące, atrybunał skazał podsądnych na całe życie do ciężkich robót.
Wyrok ten był poniekąd niespodzianką dla publiczności, spodziewano się skazania na śmierć, z tego też powodu tu i owdzie odezwały się głosy niezadowolenia, niektórzy nawet gwizdali, jak na przedstawieniu w teatrze.
W całem Rouen mówiono owego wieczoru tylko o tej sprawie i o wyroku, dopełniając go najrozmaitszemi komentarzami. Wyszukiwano najroz-