Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/169

Ta strona została przepisana.

— A!... chcesz zatrzymać?... to ci się nie uda... pierwej sam wylecisz...
A maszyna pędziła... pędziła... pociąg wybiegł z tunelu z wielkim łoskotem i biegł dalej wśród pól pustych i nocy ciemnej.
Stację Malaunay minęli tak szybko, że pomocnik zawiadowcy, stojący na peronie, nawet nie dojrzał tych dwóch ludzi, chcących zabić jeden drugiego.
Nareszcie i Pecqueux wytężył swe siły i przerzucił Jakóba za mostek. Ten, czując próżnię pod nogami, mimowolnym ruchem schwycił za szyję palacza tak silnie, że ten w jednej chwili stracił przytomność, przechylił się, i wraz z maszynistą runął pod koła pociągu.
Dwa krzyki krótkie, przeraźliwe, odezwały się i zamilkły w tej chwili, wśród łoskotu kół i śpiewu pijanych żołnierzy.
W kilka godzin później znaleziono ich ciała pokaleczone, bez głów, bez nóg, jedynie tułowia, ściskające się w śmiertelnym uścisku.
A maszyna, pozbawiona teraz wszelkiego kierownictwa, pędziła wciąż bez wytchnienia. Kapryśna, dziwaczna, puściła teraz wodze swej fantazji jak klacz nieujeżdżona, gdy wyrwie się z rąk dozorcy i pędzi w szalonym galopie po polach pustych. W kotle było pełno wody, węgiel świeżo narzucony rozżarzył się i w czasie pierwszej półgodziny ciśnienie doszło do szalonej wysokości, pociąg biegł szybkością przerażającą. Nadkonduktor zmęczony, jak cała służba kolejowa, zdrzemnął się widocznie. Żołnierze, coraz bardziej pijani, cieszyli się, że jadą tak prędko i coraz to głośniej śpiewali, krzyczeli.
Przez Maronne przebiegli jak błyskawica. Z maszyny nie odezwał się świst przy zbliżaniu się do