Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/18

Ta strona została przepisana.

nym wyrazie twarzy, wszystko co było w jej pojęciu przysmaczkiem, którego nigdy jeszcze nie kosztowała.
Gdy przychodziła do Seweryny, ze słowami czułej wymówki lub tęsknego niepokoju, jakie miała wypowiedzieć ze strony Jakóba, zdawało jej się, iż czuje wytworny smak tego owocu zakazanego.
Pewnego dnia zwierzała się przed Jakóbem ze swych trosk i skarżyła się na Pecqueux. Był on, mówiła, zawsze pochmurny, pomimo swego uśmiechu, bił ją nieraz, zwłaszcza gdy był pijany.
Jakób zauważył, że od pewnego czasu Filomena była staranniejszą o czystość swego ubrania i mieszkania, piła mniej i starała się przypodobać maszyniście.
Jej brat, Sauvagnat, usłyszawszy pewnego wieczora głos mężczyzny, wbiegł szybko do pokoju z ręką podniesioną, gotową do uderzenia; poznawszy jednak Jakóba, który najspokojniej rozmawiał z Filomeną, zaprosił go na butelkę jabłecznika.
Jakób, przyjmowany chętnie, upodobał sobie wkrótce dom Sauvagnotów, a Filomena czuła coraz, żywszą przyjaźń dla Seweryny, nienawiść dla pani Lebleu, która ani na chwilę nie zaprzestała szpiegowania wszystkich osób, zamieszkałych na tym samym co ona korytarzu.
Pewnej nocy, spotkawszy Jakóba i Sewerynę koło swego ogródka, odprowadziła ich aż do remizy, gdzie zwykle się ukrywali.
— O... pani jesteś za grzeczną — mówiła do Seweryny — to mieszkanie należy przecie do pani... jabym ją stamtąd za włosy wyciągnęła. Chcesz pani? ja to zrobię, o!... mnie to przyjdzie z łatwością.
Jakób jednak nie chciał dopuścić do jakiejkolwiek awantury.