Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/20

Ta strona została przepisana.

na łóżko i zasypiał snem twardym, nie mając nawet czasu umyć się z kurzu i dymu. A jednak gdy się budził, straszne myśli tłumnie napływały mu do głowy.
Lizę zaczął znów utrzymywać we wzorowym porządku, spędzając po kilka godzin przy jej czyszczeniu i żądając od Pecqueuxa, aby części stalowe świeciły się jak srebro.
Inspektorzy wsiadający czasami po drodze na maszynę, chwalili go i winszowali mu takiej lokomotywy. On wstrząsał tylko głową i milczeniem pokrywał swe niezadowolenie, wiedział bowiem, że Liza, od czasu uderzenia o nasyp śnieżny, nie jest już tak dzielną, tak zdrową, jak dawniej, w czasie naprawy stempli i szufladek, musiała prawdopodobnie stracić tę duszę, którą zawdzięczała jedynie przypadkowi.
Martwiło go to bardzo, udawał się do władz swoich, żądając ciągłej naprawy, a żądania jego uznawano za bezcelowe i bezpożyteczne; to znów czyniło go jeszcze bardziej ponurym.
Czułość jego dla Lizy zmniejszała się z dniem każdym, zresztą po co kochać? — myślał — jeśli dochodził tylko do tego, że chciałby zabić wszystko, co kocha?
Seweryna czuła ten zmianę widoczną. I ona również chodziła zmartwiona, sądząc iż ona sama jest powodem tej zmiany. Przypisywała ją niebacznemu wyznaniu i zwierzeniu.
Nieraz zauważyła jak Jakób drżał, nachylając się ku jej szyi, gdy chciała go pocałować, usuwał się gwałtownie zapewne — myślała — przypominał sobie to opowiadanie o morderstwie i uczuwał wstręt do tej, która była wspólniczką strasznej zbrodni.
Nie ośmieliłaby się już nigdy mówić o tych rzeczach, żałowała obecnie, iż to dawniej uczyniła.