Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/26

Ta strona została przepisana.

pozbawiali się ojczyzny, to jedynie, aby odrodzić się gdzieindziej.
Tam nie przypominałoby im nic życia dawniejszego mogliby rozpocząć nową egzystencję. Jakób znalazłby łatwo jakiekolwiek zatrudnienie, i onaby zresztą pracowała, wkrótce mieliby dzieci, żyliby wsród pracy i szczęścia.
Cały dzień będąc sama, czy to zrana w łóżku, czy tez w dzień zajęta jaką robótką, ciągle o jednem i tem samem myślała. Pieściła się tym projektem poprawiała go, przemieniała, dodawała coraz to nowe szczegóły, była chwilami szczęśliwą, wesołą, sądząc iż to wszystko już się spełniło.
Ona, co tak rzadko dawniej wychodziła z domu obecnie wybiegała co chwilę na brzeg morza, patrzyła na statki odjeżdżające, zdawało jej się, że już jest z Jakóbem na pokładzie, zdaleka od Francji na drodze do raju wymarzonego.
W połowie marca, pewnego wieczora Jakób odważył się przyjść do Seweryny na górę. Opowiadał jej, ze przywiózł w swym pociągu z Paryża jednego ze starszych kolegów szkolnych, który jedzie do Nowego Yorku, gdzie pragnie wprowadzić w użycie pewien wynalazek, maszynę do robienia guzików. Potrzebuje wspólnika, również mechanika, i w tym celu zwrócił się do swego dawnego znajomego. Interes to znakomity, potrzebaby co prawda włożyć z jakie trzydzieści tysięcy franków, ale możnaby zarobić miljony.
Jakób opowiadał to tak sobie, ażeby o czemś rozmawiać, dodając, że naturalnie na podobną propozycję dał odpowiedź odmowną, chociaż z przykrością. Niezbyt to bowiem przyjemne odtrącać majątek, gdy się nasuwa do ręki.
Seweryna słuchała tego opowiadania, stojąc, i