przyjdź, jak zwykle za dom Sauvagnatów... Co?... zgoda?... I bądź spokojna, nie zabijemy nikogo... To tylko żarty!...
A jednak, pomimo pory spóźnionej, Jakób udał się ku portowi i wstąpił do hotelu, gdzie zatrzymał się jego znajomy, który miał odjechać nazajutrz.
Mówił mu o spadku możliwym, prosił o zwłokę dwutygodniową, zanim mu udzieli odpowiedzi stanowczej.
Później, powracając ulicą do dworca kolei, dziwił się sam swojemu postępowaniu; czyżby postanowił już zabić Roubauda, czyżby chciał zabrać mu życie, tak, jak zabrał mu już żonę i pieniądze.
Nie... nic jeszcze nie postanowił, a to co czyni, to jedynie na wypadek, gdyby kiedykolwiek miał powziąć podobne postanowienie.
Przypomniał sobie wyraz twarzy Seweryny w chwili gdy mówiła „nie“, a oczy jej twierdziły „tak“. Stanowczo chciała, aby zabił Roubauda. Myśl ta zaczęła go przerażać. Co robić?
Powróciwszy na ulicę François Mazelaine, położył się obok Pecqueux chrapiącego, nie mógł jednak zasnąć.
Pomimowoli umysł jego wciąż pracował, zajęty stale myślą o morderstwie, obliczał wszelkie skutki, zastanawiał się nad przyczynami, przemawiającemi za dokonaniem tej zbrodni, lub przeciwko niej.
Nareszcie, po długiem rozmyślaniu, przyszedł do przekonania zimno, spokojnie, bez śladu gorączki, iż wszystko przemawiało za morderstwem.
Czyż Roubaud nie był jedyną przyczyną do jego szczęścia? Gdyby nie żył, mógłby ożenić się z Seweryną, kobietą uwielbianą i ubóstwianą, która zresztą i tak oddawna już jemu swe serce oddała.
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/29
Ta strona została przepisana.