Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/35

Ta strona została przepisana.

Czy to jest na prawdę nóż, co poczuła w jego kieszeni.
Dwa razy przycisnęła się do niego, całując go raz po raz, aby się przekonać. Niedowierzała.
Nareszcie, niby niechcący opuściła rękę i znów przysunęła się do niego.
Dotknęła kieszeni... nóż to był z pewnością.
Jakób dostrzegł ten manewr, przycisnął ją gwałtownie do swych piersi i szepnął do ucha:
— Nadejdzie z pewnością... będziesz wolną.
I znów szli dalej w milczeniu, zaledwie mogąc rozróżnić przedmioty, obok których przechodzili.
Doszedłszy do stosów węgla, stanęli, wytężając wzrok i słuch, aby nic nie uszło ich uwagi.
— Słyszysz!... tam się ktoś odzywa.
— Nie... to wagon przesuwa się po szynach.
— Ależ tam... na prawo, ktoś idzie, słychać chrzęst piasku pod nogami.
— Nie... to szczury gospodarują na stosach węgla.
Chwile ubiegały, nagle Seweryna pochwyciła go silnie za rękę.
— Patrz!... to on!...
— Gdzie?... nic nie widzę.
— Zdąża wprost ku nam... widzisz? cień jego odbijał się na białym murze...
— Ten punkt czarny?... sądzisz, że to cień?
— Jestem pewna.
—A. więc idzie sam?
— Sam, z pewnością sam.
I w tej chwili stanowczej zarzuciła mu gwałtownie ramiona na szyję, i uwisła u jego ust, całując je długo, przeciągle, jakby chciała wraz z tchnieniem krew weń przelać swoją.
Jakże go kochała!... a jak nienawidziała tam-