Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/36

Ta strona została przepisana.

tego!... Dwadzieścia już razy byłaby sama z nim skończyła, chcąc oszczędzić trosk i niepokojów Jakóbowi, ale ręce jej były za słabe. Tym pocałunkiem namiętnym, chciała natchnąć Jakóba odwagą i nienawiścią.
Gdy nareszcie oderwała usta, zdawało jej się, że już nic w niej nie pozostało, że cała już wień przeszła.
Jakób otworzył nóż ruchem gwałtownym.
Czekał chwilę.
Nagle zaklął głosem stłumionym, dodając:
— Patrz, patrz, odchodzii...
Rzeczywiście. Cień ruchliwy, zbliżywszy się do nich na pięćdziesiąt może kroków, zawrócił na prawo i oddalił się szybko, krokiem miarowym stróża nocnego, który nie uczuwa najmniejszego niepokoju.
Seweryna popchnęła Jakóba.
— Biegnij za nim.
I oboje krokiem przyśpieszonym ścigali ten cień unikając najmniejszego szmeru, mogącego ich zdradzić.
Na rogu remizy warsztatowej stracili go z oczu. I oni zwrócili się na prawo, a przebiegłszy ulicę pod przekątnią obiegli budynek; z drugiej strony spotkali go, oddalonego najwyżej o dwadzieścia kroków. I oboje szli chyłkiem koło muru, bojąc się, aby ich nie dostrzegł.
— Nie... nie dościgniemy go — mruczał Jakób ponuro — jeżeli dostanie się od budki strażnika sygnałowego, wymknie się nam z pewnością...
Seweryna, postępując krok w krok zanim szeptała wciąż jedno:
— Biegnij prędzej.
Jakób w tej chwili był już zdecydowany, a jednak ścigając ukradkiem Roubauda, jeszcze zasta-