Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/41

Ta strona została przepisana.

Nieraz nawet, nie mogąc przyzwyczaić się zrazu do nowego rozkładu mieszkania, była tak niezadowoloną, iż żałowała dawnych pokoików.
Co do Roubauda, ten godził się ze wszystkiem; nie obchodziła go wcale ta zmiana. Często zdarzało się, iż, zabłądziwszy do drzwi, do których oddawna był przyzwyczajony, spostrzegał wówczas dopiero pomyłkę, gdy nie mógł włożyć kluczą do zamku.
Zresztą coraz rzadziej bywał w domu, rozkład moralny postępował coraz szybszym krokiem.
Była jednak chwila, w której ożywił się cokolwiek; stało się to przy nadchodzących wyborach. Nie wypływało to z jego przekonań politycznych, bynajmniej; nie mógł poprostu zapomnieć sprawy z podprefektem, dzięki któremu omal nie stracił miejsca.
Cesarstwo, zachwiane wyborami ogólnemi, przechodziło straszliwe przesilenie. Roubaud tryumfował, powtarzał, iż nie na zawsze owi ludzie pozostaną panami.
Przyjacielska uwaga pana Dabadie, który przypadkowo dowiedział się o przekonaniach głoszonych przez swego pomocnika, bardzo prędko go uspokoiła.
Na korytarzu było jakoś spokojnie, życie upływało w zgodzie, pani Lebleu ucichła pod ciężarem klęski i smutku, po co więc nowe stwarzać kłopoty i to w kwestjach politycznych?...
Roubaud uznał słuszność tej uwagi, machnął tylko ręką, co miało oznaczać, iż polityka nie więcej go obchodzi, niż wszelkie inne sprawy jego życia codziennego. I pędził dalej dnie obojętnie, spokojnie, nie troszcząc się o nic na świecie.
Jakób i Seweryna zaczęli się coraz bardziej krępować, od chwili gdy mogli urządzać schadzki o