kim, że nie na długo będzie mógł korzystać ze swego zwycięstwa. Mniejsza o to, w każdym razie dopiął swego.
Stoczył tę kobietę, dzielną, piękną, tak, jak robak toczy dąb olbrzymi. Ona leżała już martwa, stężała, a on żył jeszcze. I pomimo, że niedowierzała niczemu, wystrzegała się każdego kęsa, każdej kropli wody, aby nie była zaprawiona trucizną, on jednak był dowcipniejsze, bo nie mogąc struć jej jedzeniem lub piciem, przyjmowanem przez usta, struł ją inaczej. To jej własna wina, dlaczego była tak upartą?
Dumny był prawie z tego, co uczynił, z uśmiechem przypominał sobie tę walkę długą, z której on wyszedł zwycięzcą; wzrok jego przypadkowo padł na miednicę z wodą, znajdującą się pod łóżkiem, usunął ją czemprędzej aby nikt nie mógł dojrzeć śladów trucizny.
Powróciwszy przed łóżko, spojrzał na martwą. Oczy wciąż otwarte, usta uśmiechnięte, mówiły wyraźnie... szukaj!... szukaj!...
Misard, zawsze flegmatyczny, tym razem jednak czuł się wzburzonym... Gdzie mogą być te pieniądze?... nie zabrała ich przecież ze sobą, i teraz, gdy mu nikt przeszkadzać nie będzie, odnajdzie je z pewnością. Czyż ma powinna była oddać ich dobrowolnie!... w ten sposób uniknęłaby wszelkich trosk i cierpień, a jemu oszczędziłaby kłopotu. Oczy jej ścigały go ciągle. Szukaj! szukaj!...
Nie wahając się długo, rozpoczął natychmiast poszukiwania. Najpierw w szafie. Wyjął klucze z pod poduszki, otworzył, przerzucił całą bieliznę, zajrzał do szuflad, przeszukał wszystko, wyjął nawet, podejrzewając, czy niema gdzie jakiej skrytki tajemnej. Nie!... nie!...
Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/44
Ta strona została przepisana.